SIŁA W SŁABOŚCI
Zewsząd słychać donośny głos
wszechwiedzących zgodnie wykrzykujący, ze trzeba osiągać sukcesy, robić
karierę, być najlepszym, spełniać marzenia, sięgać szczytów, być pięknym,
mądrym, niezniszczalnym…. A co jeśli nie jesteś nadnaturalnym wytworem
medialnym tylko tak po prostu - człowiekiem? Człowiekiem, który z założenia nie
jest perfekcyjny, nie zawsze jest cudowny, nie zawsze ma świetny dzień i często
nie wie czy ma siłę czy nawet ochotę osiągać sukcesy? Człowiekiem, który potyka
się, myli, nie zawsze wie co robi i czasami czuje się najnormalniej słaby?
Człowiek taki, zastraszony wizją odstawania od innych ludzi, którzy przecież ciągle
spełniają się, skaczą na bungee, jadą w Himalaje a co najważniejsze zawsze i
wszędzie są silni – również stara się za wszelką cenę być silny.
Pamiętam dzień, w którym słabość
uderzyła naprawdę mocno. Niczego nie przeczuwając, krocząc dziarsko swoją silną
drogą, przyszło mi przyjąć cios od losu. Zdarzały się już wcześniej, jak
każdemu z nas, większe, mniejsze, częściej lub rzadziej. Takie, których się spodziewamy
i takie, które walą nas między oczy wybiegając zza rogu znienacka. Znałam je
dobrze, ale ten był mocniejszy. Nie był to ten zwykły znajomy kopniak ale
porządny siarczysty cios, który bez żadnego zawahania przewrócił mnie nokautem
na ziemię. Kiedy tylko odzyskałam świadomość moja pierwsza myślą było: „Ok,
teraz wstanę i sobie z tym poradzę.” Cały świat wokoło chcąc mnie wspierać i
podać pomocną dłoń, zgodnie skandował: „Musisz być silna! Musisz być silna!” ,
„Wstań i walcz!” Tak więc zrobiłam. Choć zawierucha życiowa mocno mną tąpnęła,
powoli lecz zdecydowanie zaczęłam się podnosić. Jestem przecież silna! Poradzę
sobie! Już prawie uwierzyłam, ze stanę na nogi, kiedy zdarzyło się coś
nieoczekiwanego. Kolejny cios. Jeszcze silniejszy od poprzedniego. Znów
wylądowałam na deskach. To było już sporo, ale najciekawsze było jeszcze przede
mną. Z każdą próba powstania ciosy stawały się mocniejsze, częstsze i w końcu
wystarczyło już podnieść tylko głowę by dostać kolejny lewy sierpowy od losu.
Byłam pokonana. Leżałam pobita
sromotnie na chodniku życia i zlękniona zastanawiałam się: „Co teraz?” Nie
miałam pojęcia. Wiedziałam jednak jedno – nie wolno mi się podnosić. Wzorem
biednych i jakże niedocenianych psów Pawłowa, zdążyłam już wykształcić pewnego
rodzaju połączenie w moich synapsach ustanawiające związek między uderzeniami
ze strony świata, moimi próbami „bycia silną” i ponownymi ciosami. Wiedziałam
już, że nie tędy droga. Ale jeśli nie tędy, to którędy? Co jeszcze można robić
leżąc i nie mogąc się podnieść? Odpowiedź była tak prosta, ze wręcz genialna.
Nie należało robić nic. Absolutny bezruch. Brak aktywności i całkowite
zaniechanie wszelkich prób kozaczenia i powstawania martwych. Nic. To była
odpowiedź.
Ja sama nie byłam chyba zdziwiona
tym nagłym i niespodziewanym odkryciem. Zmęczona i sponiewierana nie poddawałam
już tego analizie ani ocenom. Przyjęłam to tak im, jakie było. Cóż zresztą
innego mi pozostało? W tej reakcji byłam jednak mocno osamotniona. Przechodnie
życiowi wkoło mnie szaleli! Przecież cos musiałam z tym zrobić! Przecież Trzeba
w końcu wstać! Iść dalej, nie poddawać się, osiągać cele i spełniać marzenia. Przecież
musiałam być silna! No właśnie. Czy musiałam? Nie. Zdecydowanie nie. Nie
musiałam już zupełnie nic. Ale oni o tym nie wiedzieli. Zagrzewali mnie do
walki, chcieli bym zmierzyła się raz jeszcze z wszechogarniającą słabością,
wierzyli w moją wygraną w jeszcze jednej rundzie. Żebym tylko zechciała wstać.
Ale nie chciałam. Nie miałam najmniejszego zamiaru. Myślicie zapewne, że
zdecydowałam się na to dlatego, że bałam się kolejnej porażki. Nie do końca.
Może na początku tak, ale właściwie była to chwila. Prawdziwa przyczyna była
zaskakująca nawet dla mnie samej. Nie wstawałam bo było mi dobrze. Nagle, leżąc
pokonana na łopatki zorientowałam się, że już nic nie muszę. Że odeszła cała
presja, przymus i konieczność. Że w końcu mogę odpocząć od ciągłego wysilania
się, próbowania na nowo i zaczynania raz jeszcze. Zrozumiałam, że jestem wolna.
Wolność. Taki nieoczekiwany
prezent przyniosło mi zaakceptowanie swojej słabości. Nagle nie miało to już
dla mnie znaczenia czy jestem silna, czy sobie poradzę. Nie chciałam sobie
radzić. A już na pewno nie musiałam. Nie musiałam być super bohaterką
dźwigającą niewidzialne ciężary i udowadniająca całemu światu, czyli tak
naprawdę sobie, na co mnie stać. Nie musiałam też przyjmować coraz
trudniejszych wyzwań by utrzymywać się w siłaczej formie. Absolutnie nic nie
musiałam a dzięki temu mogłam absolutnie wszystko, gdy tylko presja moich
własnych oczekiwań zdjęła ze mnie obowiązek bycia silnej.
Teraz wiem, że mogę ale nie muszę
być silna. Nauczyłam się korzystać z cudownego daru wolności jaką daje mi
słabość i cieszyć się byciem tym kim jestem. Lubię siebie bez względu na to czy
akurat coś mi wychodzi czy nie. Ta cudowna moc odkryła przede mną jeszcze jedne
zarośnięte bluszczem, dawno nie otwierane wrota. Zrozumiałam, ze czasem dobrze być
słabym by poczuć siłę osób, które mnie kochają. Jestem ogromną szczęściarą,
którą świat obdarzył cudownymi przyjaciółmi, na których zawsze mogłam liczyć,
ale teraz już nie odtrącam ich pomocy. Przyjmuję ją radośnie, bo wiem, że nie
muszę wszystkiego robić sama. Nie muszę korzystać tylko z własnej siły. Wiem,
że przyjmowanie pomocy jest równie fajne jak jej udzielanie, a otwarcie się na
czyjeś wsparcie i danie przyzwolenia na to by to czyjaś siła, a nie moja własna
zagościła w moim życiu, jest nie tylko cudownym darem ale również formą wyrazu
szacunku w stosunku do ludzi, którzy mnie otaczają. Bo w końcu nie tylko ja
potrafię być silna i nie tylko ja potrafię coś zrobić dobrze. Nagle, gdy
przyznałam sobie prawo do słabości okazało się, że tym samym przyznałam innym prawo
do siły. Moja własna nie tylko przestała być tak istotna ale również
niesamowicie urosła. Urosła siłą połączonych serc, mocą wyciągniętych w
przyjacielskim geście ramion, wielu cudownych dusz, które teraz razem tworzą
siłę, w której każde z poszczególnych ogniw przyznaje sobie i innym prawo nie
tylko do bycia silnym, ale przede wszystkim do bycia słabym. Do korzystania z
dobrodziejstwa niemocy, które otwiera drzwi i okna naszej duszy na Wolność,
Miłość i Zaufanie. Celebrujmy więc naszą Słabość i płynąca z niej Siłę!
Komentarze
Prześlij komentarz