ODWAL SIĘ OD SIEBIE!
Całe życie
ktoś czegoś ode mnie oczekiwał. Żebym była taka, albo żebym właśnie nie była. Żebym
bardziej lub mniej, albo wcale. Byłam wciąż za głupia, za mądra, za chuda, za
gruba za wysoka lub za niska. Ciągle było coś ze mną nie tak, a ja coraz
bardziej gubiłam się w świecie sprzecznych ze sobą oczekiwań.
Kiedy miałam 6
lat byłam radosnym i rozbrykanych chudzielcem. Uwielbiałam kukurydze i marchew
a nienawidziłam kotleta. Moja mama była załamana. Zabrała mnie do lekarza,
który szybko przepisał syropek na apetyt. Dziecko w na przełomie 70 i 80 lat
nie mogło być chude, bo to znaczyło, że jest chore. A nikt nie chciał żebym
była chora. Tak wiec po konsumpcji słynnego syropku z Pewexu zaczęłam jeść. Nie,
nie, nie jeść, żreć. Pożerałam wszystko i gdyby tylko dało się zjeść stół lub
ściany, zapewne bym je zjadła. Tak wiec wchodziłam w wiek nastoletni jako
okrągła, niezbyt ruchliwa dziewczynka, która niewiele miała wspólnego z tym
małym patyczakiem sprzed kilu lat. Rówieśnicy nie podzielali jednak zdania
lekarza i mojej rodzicielki. Nie uważali, że grube dzieci są zdrowe i fajne. Uważali
zupełnie odwrotnie. Zaczęłam wtedy myśleć o tym jak pozbyć się niechcianych
kilogramów.
Lata mijały.
Ja byłam już dużo starszą nastolatką a dorosłość czyhała tuż za rogiem gdy
poznałam swojego pierwszego poważnego chłopaka. Podobałam mu się chyba, on mnie
też ale po pierwszych uniesieniach okazało się, że mogłabym trochę schudnąć. Ta piosenka pasowała bardzo do mojego filmu z dzieciństwa, wiec zaczęłam się głodzić i
schudłam dramatycznie. Mogłabym spokojniej grać w liście Schindlera a znajomi
spotkani na ulicy bez ogródek pytali mnie czy mam raka. Nie miałam, ale chrowałam na cos zupełnie innego - byłam
zakochana. Mój chłopak też był zakochany i to bardzo. Tyle, że nie we mnie. Jak się później
okazało, bardzo chciał, żebym poprzypominała figurą obiekt jego cichych
westchnień, moją koleżankę o chłopięcych biodrach. No cóż. I znów byłam nie
taka. Tyle, że teraz już nie dało się kupić w Pewexie magicznego syropu lub jeść kurz przez 3 miesiące . Teraz, by spełnić czyjeś oczekiwania wobec mnie, musiałabym stać się kimś innym. Tego już było za wiele. Wywaliłam chłopaka za
drzwi a sama strzeliłam sobie jajecznicę z 5 jajek z pajdą grubo posmarowaną
masłem. Do dzis pamiętam jej smak. Miałam naście lat, 171 cm wzrostu i ważyłam 49 kg. Na szczęście nie
zdążyłam sobie zrobić dużej krzywdy. Nie wpadłam w bulimię ani anoreksję, nie
zrobiłam operacji plastycznej ani nie zaczęłam siebie nienawidzić. Jednak
zdałam sobie sprawę z tego, że skoro doprowadziłam się do takiego stanu, to
raczej miłością też siebie nie darzę.
Wiele lat
później po koncercie w jednym z pięknych polskich miast zbierałam razem z
zespołem sprzęt. To taki moment, w którym osoby, które chcą pogadać, podzielić
się spostrzeżeniami lub podpytać o technikę maja okazję podejść i zamienić
kilka słów z tymi, którzy jeszcze przed chwila skakali po scenie. Tak tez było
i w tym wypadku. Kilka osób zagajało o sprawy techniczno-sprzętowe do mnie
natomiast podeszła pewna pani, która z oburzeniem poinformowała mnie, że
jeszcze w życiu nic gorszego nie słyszała, a już mój siew, czy raczej zawodzenie,
urąga wszelkim normom. Przyjęłam zażalenie i zajęłam się dalszym zwijaniem
kabli, gdy z drugiej strony podszedł do mnie pan dźwiękowiec. Po skończonej
pracy, często fajnie jest pogadać o tym co był tak lub nie tak i podziękować
sobie za współpracę. Pan ten jednak, miał dla mnie inną niespodziankę. Bez
zbędnych wstępów poinformował mnie, że na co dzień pracuje w miejscowej operze
i miewa do czynienia z wieloma niejednokrotnie znamienitymi głosami, lecz nigdy
wcześniej żaden głos tak go nie urzekł i nie zaczarował jak mój. Rozpływał się
w komplementach a ja w myślach postawiłam przy nim panią , która jeszcze kilka
minut temu o mało nie zasztyletowała mnie słowami opisującymi mój brak talentu
i techniki. Kto ma zatem racje? Lekarz od syropku czy mój zdradziecki narzeczony? Pani, którą uszy bolały od mojego zawodzenia, czy zachwycony pan z opery? Komu
wierzyć? Kto mówił prawdę?
Odpowiedź jest
prosta. Nikt. Nikt z nich nie ma racji. Lub inaczej – wszyscy ją mają dla
samych siebie. Jednak osoba, która zna prawdę jest jedna. To ja. Tylko ja wiem,
jak jest naprawdę. Tylko ja wiem, czy jestem grubaską czy zgrabną dziewczyną,
beztalenciem, czy posiadaczką magicznego głosu. To ja decyduję czy jestem
piękna czy brzydka, głupia czy mądra, fajna czy nie fajna. Tylko ja. Bo tylko
ja wiem jak się czuję sama ze sobą i tylko ja wybieram pomiędzy tym, co jest tylko i wyłącznie cudzą opinią a moim obrazem siebie. Piłsudski mawiał,
że racja jest jak dupa – każdy ma swoją. I ja się pod tym podpisuję. Jednak
łatwo przyjąć cudze racje za swoje gdy brakuje nam pewności siebie. Nie warto.
W świecie cudzych racji zawsze będę nie taka. Za mała, za duża, nie
wystarczająco wyedukowana, przemądrzała, za bardzo do tyłu lub zbyt do przodu. To
wszystko nie ważne. Do póki nie dasz sobie spokoju nikt inny ci go nie da. Więc
odwal się od siebie. Daj sobie luzu. Nie czepiaj się siebie, nie szukaj dziury
w całym a już pod żadnym pozorem nie słuchaj krzykaczy, którzy przychodzą do
Ciebie z żądaniami by być takim lub innym a najlepiej jeszcze takim i owakim.
Niech idą do diabła bo tam ich miejsce a ty pokochaj siebie ze wszystkimi zaletami i wadami.
Pracuj nad sobą i stawiaj sobie wyzwania ale jeśli się potkniesz to daj sobie
wyrozumiałość i wsparcie. Nie jest idealny, to prawda. Ale ci, którzy cię oceniają również są od perfekcji
dalecy. I całe szczęście. Dzięki temu świat jest ciekawy i różnorodny.
Ja od dawna
przyjaźnie się ze sobą i cudze zdanie traktuję jak … cudze zdanie. Zawsze warto
posłuchać, jednak trzeba pamiętać, że, czy pozytywna czy negatywna, to zawsze
tylko cudza opinia. Zatem czy mnie chwalą czy ganią zawsze wiem, że to tylko
czyjeś subiektywne zdanie. A jeśli komuś coś się we mnie bardzo nie podoba
zawsze polecam patrzeć w inną stronę.
Komentarze
Prześlij komentarz