CZEKAJĄC NA GODOTA CZYLI JAK IŚĆ W CIEMNOŚCIACH (BEZ LATARKI)
Zrobiło się ciemno. Nie ma co udawać. Ściemniało się z wolna, zmrok się zakradał z różnych zakamarków aż tu w końcu – ciach! Ciemności Egipskie. I koniec. Czubka nosa nie widać, nie wspominając już o tym co pod stopami. I co teraz?
Ciemna noc duszy to poczucie osamotnienia, lęku i niepewności, a w znaczeniu mistycznym – kryzys wiary. I w takie ciemności ostatnio wielu z nas zstępuje. Powodów nie trzeba zapewne wymieniać a i każdy może je mnożyć na swoim własnym kalkulatorze rzeczywistości. Nie chodzi jednak o przyczyny. To, co leży u podstaw już się zadziało, a przeszłość, jak wiadomo, póki co pozostaje nie do zmiany. Jedyne co da się zmienić to podejście do niej, a w konsekwencji – teraźniejszość i może nawet przyszłość. Tak, tak, wiem, grubo! Zmienianie przyszłości się marzy a tu prąd wyłączyli i nie widać nawet w którą stronę do tej przyszłości. Najprędzej można zaryć w ścianę albo sobie piszczele połamać. A my chcemy do przyszłości a nie do szpitala.
Otóż to! Nie widać drogi. A widzenie (nomen omen) przyszłości to jedna z podstaw dążenia do niej. I nie ma tu na myśli wróżek czy jasnowidzów (widzących jakoś jaśniej). Myślę bardziej o Twoim własnym jasnowidzeniu swojej przyszłości – o marzeniach, planach i innych wzdychaniach do pięknych wizji oglądanych oczami duszy. No i wszystko było super, aż tu nagle dusza ma noc. I to ciemną, bezksiężycową i chyba nawet bezgwiezdną. I jak marzyć? Jak śnić? Jak ta dusza tymi biednymi oczyma ma swą świetlaną przyszłość zobaczyć? No jak?
Można jak Estragon i Vladimir z „Czekając na Godota” – zaczekać. A nóź się rozjaśni? Już tak długo ciemno to może to przejściowe? Może jakaś pomyłka? Po co pchać się gdzieś w las, po ciemku. Wilki wszędzie, a jak nie wilki to kleszcze już na pewno. Jednak każdy kto Godota zna wie, że się na niego doczekać nie można. Nie przyjdzie. Nigdy. Sorry, ale gość tak ma. Więc jeśli czekasz już miesiąc, rok, może drugi lub trzeci… hmmm… nie chcę cię martwić ale raczej góra do Mahometa się nie wybierze. Trzeba samemu ruszać w góry. Przez las. Po ciemku.
Podoba ci się taka wizja? Na pewno! I widzę już jak się tłumy ustawiają na taki all inclusive dla wariatów. Tak, tak, sami chętni, proszę się nie pchać, pojedynczo! Iść, nie wiadomo dokąd, po co, za czym? Nie lepiej posiedzieć jeszcze kolejny rok, może dwa? Można, oczywiście! Jeśli tak czujesz. Ale jeśli już tyłek boli od siedzenia – pora się ruszyć. Ruszyć się znaczy żyć. Czekanie to egzystencja. Czasem konieczna i wręcz zbawienna ale tylko doraźnie. Nie może być celem samym w sobie. Bo czekasz na Coś a to Coś nie dość, że nie przychodzi to jeszcze nie prowadzi do Niczego. Więc nie wystarczy, że masz na kwadracie ciemno bo teraz jeszcze na dodatek pusto. I tak jak ciemność jest brakiem dostrzeżenia potencjału przyszłości tak pustka jest barkiem wiary w posiadanie owej przyszłości. Ruch jest energią, która z tej pustki wyzwala.
No dobrze, owijałam w bawełnę, owijałam, i może do tej pory nie masz jeszcze pewności czy to nie jest jednak tekst o harcerskich wędrówkach dla skautów. Nie jest. To tekst to tym, że bez wiary i bez zaufania nie ma przyszłości. A czym innym jest wiara i ufność niż chodzeniem na ślepo po skalistych stromych wzgórzach życia? Innymi słowy – łatwo jest biegać po prostej drodze w biały dzień z otwartymi szeroko oczyma w znanym sobie dobrze kierunku. Tyle, że tak zazwyczaj kręcisz się w koło. Utartymi drogami, znanym szlakiem w spirali gdzie początek jest końcem oraz początkiem oraz końcem…Tak chyba biega chomik w klatce w kółeczku. Napoci się futrzak, nasapie a zawsze ląduje w tym samym punkcie. Współczujesz gryzoniowi? A sobie nie współczujesz?
Dlatego właśnie czasami należy zamknąć oczy i zejść w krzaki, spaść na głowę otłuc się ale znaleźć inną drogę. A jeśli się po dobroci ścieżek nie szuka… no cóż… wyłączą ci światło i lecisz po ciemku. Ciemność jest wtedy nie tylko żeby się odnaleźć. Ona jest też i może przede wszystkim po to by odnaleźć wiarę. Wiarę w prowadzenie na oślep, wiarę w patrzenie oczyma duszy, wiarę w intuicję, wiarę w pomocną dłoń, wiarę w cuda. Bez wiary jesteśmy sami. Bez wiary jesteśmy samotni. Choćby otaczały cię tłumy chętnych do pomocy – nie zobaczysz ich bo nie wierzysz. I pomyśl teraz dobrze co ci po wzroku bez wiary skoro i tak nie widzisz? Bo żeby zobaczyć przyszłość, żeby zobaczyć drugiego człowieka, żeby zobaczyć drogę – najpierw trzeba uwierzyć. Uwierzyć to jak obudzić się z długiego dusznego snu, z ciemnej zimnej nocy. Obudzić się do życia. Do życia, w którym codziennie wierzysz w to, że coś na ciebie czeka, nawet jeśli tego nie widzisz a nawet – przede wszystkim dlatego, że tego nie widzisz. Bo jeśli widzisz to chyba już nie musisz wierzyć, prawda? Ile jest w tobie takiej wiary w to, że jest jakieś inne jutro? Ile jest zaufania w to, że jest droga, którą tworzysz idąc nią, bez patrzenia pod nogi. Nawet jeśli jej tam wcześniej nie było to pod twoimi stopami kierowanymi wiarą i zaufaniem tworzy się krok po kroku, w ciemności.
Szczęśliwej drogi zatem, podróżniku bez kompasu.
Chyba, że nadal czekasz na Godota.
Komentarze
Prześlij komentarz