OCZEKIWANIE NIEOCZEKIWANEGO
Kiedy w umyśle
rodzi się nowa idea często towarzyszy jej podekscytowanie, radość, nadzieja i
cała gama emocji, które niczym mały motor napędzają nas do działania i do
parcia na przód bez zważania na potencjalne większe czy mniejsze przeszkody.
Fala uniesienia popycha nas do czynów, na które wcześniej nie zdobylibyśmy się w
trywialnych okolicznościach nie popartych szczytnym celem. Jednak ta iskra, która porusza całe nasze
ciało i wszechświat wokół nas do działania sprawia, że nawet najmniejsza
komórka ciała nagle ożywa mocnym i jasno żarzącym się płomieniem. W ten sposób
rodzi się Nowa Galaktyka. Nowa Galaktyka naszej kreatywności napędzana siłą
energii entuzjazmu. Ten cudowny twór szybuje poprzez wszechświat nieskończonych
możliwości z prędkością światła i nie zna żadnych ograniczeń. Jest wolny,
swobodny i rozpędza się coraz bardziej by nabierać coraz bardziej konkretnego
kształtu, smaku i zapachu. Jego radosny pęd, niczym niepohamowana radość ciągłego
posuwania się w przód bez przeszkód i bez ograniczeń powoduje że z każdą chwilą
ta Nowa Galaktyka wiruje coraz szybciej i rośnie w niesamowitym tempie. I
wszystko byłoby cudownie, gdyby nie fakt iż twórca owej galaktyki – ja czy Ty
lub on/ona, nagle zaczyna stawiać na drodze tej swobodnej, nie okiełznanej
formy czarne dziury oczekiwań. „Niech będzie duża” myślimy. „Niech będzie szybka”,
„Niech posuwa się bardziej w prawo”, „Niech wiruje mocniej”. Nagle więc
pojawiają się ramy, których wcześniej nie było i nasz ledwo zrodzony nowy świat,
jeszcze nie przyzwyczajony do hamowania czy skręcania, nagle musi zrewidować
swój kurs udając się w innym niż wcześniej kierunku. Każdy kto kiedykolwiek
prowadził samochód lub choćby podróżował jako kierowca, wie, że w chwilach
skrętu, zawracania, czy zmiany kursu siłą rzeczy musimy wytracić prędkość. Nie
ma innego wyjścia, inaczej się rozbijemy. Tak też nasza Galaktyka Możliwości nagle
zwalnia by dostosować się do tego, czego życzy sobie jej twórca. Zwalnia,
skręca, znów zmienia kurs a czasem najnormalniej w świecie zawraca i zamiast poruszać
się nadal w przód bez ograniczeń i oporów z czasem zaczyna kręcić się w kółko,
nie zmierzając już właściwie donikąd a jedynie zataczając smutne i bezcelowe
okręgi wokół własnej osi niczym trafiona gazetą mucha.
No dobrze, ale
jak to wygląda w świecie bardziej zbliżonym do warunków ziemskich? Przebieg
jest o wiele bardziej trywialny, jednak o niebo bardziej dramatyczny. W
momencie, w którym wpadamy na świetny pomysł, odkrycie czy plan , niezmierzona radość
tego odkrycia dodaje nam skrzydeł. Lecz już w chwilę później pojawiają się hordy
oczekiwań podsyłające nam scenariusze tego jak powinno wyglądać to, co wymyśliliśmy,
właściwie od początku do końca. Oczekując zatem np. dobrej pogody, pomocy
przyjaciół, kredytu, komplementów, czy akceptacji ze strony autorytetu,
zamykamy sobie automatycznie drogę do czerpania radości z tego co robimy.
Dlaczego? To proste – ponieważ każde niespełnione oczekiwanie sprawia, ze
czujemy brak satysfakcji. I choćby wszystko inne szło świetnie, choćby pojawiło
się tysiąc innych, równie dobrych, lub nawet lepszych możliwości, to nic to nie
pomoże gdy ta jedna, wymarzona, pozostaje niedościgniona i odbiera sukcesowi
jego smak i radość.
Kiedy kilka
lat temu zmieniałam pracę z wolnego strzelca na pracownika międzynarodowej
korporacji, miałam wiele oczekiwań. Jednym z ważniejszych była potrzeba
bezpieczeństwa. Jak to wolny strzelec, nigdy nie wiedziałam czy i kiedy będzie
wypłata, jakiej będzie wielkości no i czy za miesiąc nadal klienci będą dopisywać.
Byłam zmęczona ciągłym ganianiem za bezpieczeństwem, którego nijak nigdzie nie
mogłam znaleźć. Zatem wizja zatrudnienia w dużej renomowanej firmie była dla
mnie jak ciepły okład na moje zmęczone długą droga, poobijane i pokaleczone
stopy wędrowca. Pierwsze tygodnie były trudne, później było jeszcze bardziej
pod górę, zdecydowałam więc, że trzeba zmienić miejsce by marzenie jednak mogło
się ziścić i upragnione poczucie bezpieczeństwa mogło w końcu zawitać w moim
nękanym znakami zapytania świecie. Kolejna firma nie była już tak duża, jednak wyglądała
na mocno rozwijającą się i taka też była przez kilka lat, które w niej
spędziłam. Rozrosła się od kilkuosobowej grupy zapaleńców do dużego biura
liczącego kilkadziesiąt osób. Ja szybko awansowałam i zyskiwałam nowe możliwości.
Ludzie, z którymi przyszło mi pracować byli niesamowici a nasze relacje daleko
wykraczały poza stricte biurowe kontakty – potrafiliśmy wspólnie bardzo ciężko pracować
ale i bawić się na całego. Było cudownie. Aż do momentu gdy któregoś pięknego
dnia okazało się, że właściciel od samego początku nie płaci nam składek ZUS a firma ma
horrendalne długi i stoi na granicy bankructwa. Radosna bańka mydlana prysnęła roztrzaskując
jednocześnie wszystkie moje oczekiwania. Moje poczucie bezpieczeństwa które
przez tak długi czas dawało mi zatrudnienie na umowę o prace, okazało się być
jedynie ułudą. Wytworem mojego wypełnionego oczekiwaniami umysłu, który,
spragniony bezpieczeństwa, ignorował oznaki tego co miało się stać. Bo przecież
takie rzeczy nigdy nie dzieją się nagle. Owszem, sygnały były i były wyraźne,
jednak nie były wygodne, nie pasowały do mojej bajki o idyllicznej bezpiecznej
krainie, w której do tej pory zamieszkiwałam bezpieczna luksusową rezydencję, a
która okazała się ledwie sklecona z kilku desek szopką na narzędzia.
Siedząc na
gruzach moich niespełnionych oczekiwać zaczęłam zastanawiać się o co mi właściwie
chodzi. Skoro bezpieczeństwo istnieje tylko w moim umyśle, może jest tak również
z innymi dogmatami. Może to ja decyduję o tym, czy moje marzenia są spełnione
czy są porażką, czy szklanka jest do połowy pełna, do polowy pusta, czy może potłuczona
o ścianę przez pracodawcę – złodzieja? A co jeśli ten sam schemat odnosi się nie
tylko do planów czy marzeń ale również do ludzi? Co jeśli spotykając na swojej
drodze człowieka jego również okładamy od razu ciężkimi jak ołów workami oczekiwań
– żeby mnie lubił, że by miał takie hobby jak ja, żeby lubił te same piosenki, żeby
był miły, grzeczny, ale też z pazurem i zaskakujący… ale tak fajnie zaskakujący,
bo niefajnie to już nie… uff….. Nowa Galaktyka właśnie stworzona w tej relacji, zamiast szybować
swobodnie w górę, zaczyna wściekle wirować, pikować w dół i wznosić się na
zmianę w wyniku tylu sprzecznych przecież oczekiwań. Bo chcę tylu różnych
rzeczy na raz, że kierunek ich zmierzania powinien właściwie rozerwać obiekt
moich oczekiwań na kawałki. I może to dobrze, bo przecież, nie mogąc spełnić moich
wygórowanych i wyrafinowanych oczekiwań osoba ta udowadnia, że wcale nie jest super
bohaterem, księciem/księżniczką z bajki czy cudotwórcą, ale najnormalniej w
świecie - człowiekiem. Człowiekiem pełnym sprzeczności, niedoskonałości, obaw i
niepewności. Więc… człowiekiem takim jak… ja!?
Co zatem zrobić
z takim człowiekiem? Jak poradzić sobie z osobą, od której tyle oczekiwaliśmy a
która może nam co prawda dać wiele, ale nie to wszystko co widniało na naszej
liście? W tej sytuacji pojawia się bardzo proste rozwiązanie. Jest nim szybki
test. Test jest nie tylko szybki ale i prosty, ponieważ, w przeciwieństwie do maturalnego
egzaminu z matematyki zawiera jedno jedyne, bardzo proste pytanie – a jak chcielibyście
żeby potraktowano was? Czy dobrze słyszę? Z akceptacja i miłością? Ze
zrozumieniem? Aha, no dobrze… ale co z tymi wszystkimi wybujałymi
oczekiwaniami? Gdzie wrzucić te wszystkie obrazy i filmy w których ona/ona /ja/ty/my/wszyscy/każdy
oraz nikt nigdy tak bardzo? Gdzie to
wszystko ma się podziać?
Tutaj znów
proste rozwiązanie okazuje się być najlepszym – należy starannie zebrać
wszystkie oczekiwania – względem wydarzeń, ludzi, sytuacji, relacji, zawinąć je
w ciepły kocyk, zawieźć do lasu a następnie zakopać w ziemi. Zakopać w ziemi i
zapomnieć – powiecie? Nie. Zakopać w ziemi a na tym miejscu posadzić Drzewo.
Drzewo Bezwarunkowej Miłości. Drzewo, którego korzenie będą pamiętać wszystkie
rozczarowania płynące z bezsensownych oczekiwań i pozwolą nam ich w przyszłości
uniknąć. Drzewo, którego pień będzie mocny i nie pozwoli by byle wietrzyk
przewrócił je swoim delikatnym powiewem. Drzewo, którego gałęzie będą sięgały
wysoko ku słońcu, będą słuchać śpiewu ptaków wolnych i swobodnych tak jak
relacje z ludźmi, które będziemy tworzyć, tak jak plany, które będziemy snuć
bez obciążania ich oczekiwaniami. W cieniu tego drzewa będziemy cieszyć się towarzystwem
osób, które kochamy nie dlatego, że są fajne, miłe i bezproblemowe, ale właściwie
- bez powodu. Będziemy kochać bo tak. Bo
tak, jak chcemy aby nas przyjmowano takimi, jacy jesteśmy, tak i my znajdziemy
spokój dopiero przyjmując ludzi i zdarzenia takimi jakie są. Po prostu. Płynąc z prądem tego co przynosi
kolejna chwila, przyjmując ją jak cudowną niespodziankę od losu. Dając sobie i
innym wolność bycia jakimi chcą, robienia tego co uważają za stosowne. Bo łatwo
kochać tych, którzy dają nam to, o co prosimy ale trudniej kochać tych, którzy
tego nie robią, ale chyba najtrudniej – nie prosić wcale. Nie prosić nie po to,
by nie otrzymywać, ale po to by przyjmować to, co dostajemy i czuć wdzięczność
zamiast rozczarowań. Odczuwać pełnię w miejsce pustki. Przestać dopytywać kiedy ktoś da nam to, czego pragniemy, a w zamian zauważać nieoczekiwane dary, które przynosi i zacząć je doceniać. Przestać liczyć na to
jedno spełnione oczekiwanie a w zamian otrzymać cały nieskończony wszechświat możliwości,
który do tej pory przepływał za naszymi plecami niezauważony, gdy my wlepialiśmy
tępy wzrok w to jedno wymarzone – cholera wie co?!
Dziś znów
jestem wolnym strzelcem. Moje Drzewo już jest zasadzone. Nie jest może jeszcze
imponujące, ale czuję, że jest mocne i nie oprze się wichurom. Choć chwilami
muszę je podeprzeć by stało bezpiecznie, to wiem, że nawet jeśli czasem
oczekiwania przypłyną na moje niebo, to zasłonią moje słonce tylko na chwilę.
Pozwalam im chwilkę posiedzieć na gałęziach mojego drzewa, nie walczę z nimi, a potem puszczam je wolno. Wiedzą, że długo
nie zagrzeją u mnie miejsca bo każdy dzień zaczynam od słów; „ciekawe co dziś
się wydarzy” lub „zobaczymy” a nie od kreowania oczekiwanych rezultatów
konkretnych zdarzeń. Dzięki temu moje życie jest ciekawsze i spokojniejsze,
kompletnie nic nie muszę a mogę właściwie wszystko. A wszystko to z bardzo
prostej przyczyny – nie oczekując nie czuje presji, nie musze już zdobywać tego
czego pragnę, ale mogę przyjmować wszystko co się z tym wiąże, nie oczekuję na
nic ale jestem gotowa na absolutnie wszystko. Oczekiwania zastąpiła w moim życiu
ciekawość. Ciekawość życia, ludzi, zdarzeń.
Tak wygląda
moje Drzewo.
A twoje?
Ciekawe …
Komentarze
Prześlij komentarz