NOWE STAREGO POCZĄTKI



Odrodzenie, nowe życie, start od nowa – jeśli święta Wielkanocne i rozwój osobisty mają ze sobą cokolwiek wspólnego to właśnie te pojęcia. Większość z nas jednak na dźwięk tych słów zaczyna odczuwać niepokój. Z jednej strony nowe życie to coś, o czym wielu z nas marzy. Zacząć od nowa, przekreślić przeszłość grubą kreską, zapomnieć o wszystkim co było i zacząć zupełnie inaczej. Wszystko to brzmi cudownie, nieprawdaż? Wspaniała wizja nowego życia bez obciążeń przeszłości i bez jej błędów delikatnie łechce naszą wyobraźnię aż do momentu gdy nieskazitelne, błękitem malowane niebo tej idyllicznej wizji przesłoni czarne skrzydło pytania – a co, jeśli nigdy takiego nowego życia nie zacznę? A co jeśli mi się nie uda? A co jeśli spanikuję i nie dam rady? Ledwo znoszę świąteczny obiad z rodziną czy poranne wstawanie do pracy, więc co dopiero z takim odrodzeniem przez duże O?

Tutaj musimy się zatrzymać. Przede wszystkim by ochłonąć ale również by złapać oddech i zastanowić się, czy faktycznie tego okropnego odrodzenia pragniemy. Czy na pewno to cholerne nowe życie jest nam do czegoś potrzebne? Może stare jest ok, pomimo wad i niedociągnięć, ale w myśl zasady – znany diabeł lepszy od nieznanego – jest jakoś tam do uniesienia przez resztę naszych szarych i nijakich dni? Może ten cały rozwój osobisty to nie dla nas i lepiej zająć się czymś mniej wymagającym i do tego bardziej bezpiecznym? Kiedy się nad tym bardziej zastanowić i przyjrzeć się wielu coachom czy mówcom motywacyjnym, można przestraszyć się jeszcze bardziej. Wielu straszy fotkami z szopingu na bogato, gdzie leżąc na jakimś nieziemsko drogim samochodzie, obrzucając się banknotami, krzyczą, że nie tylko i ty tak możesz ale co gorsza – powinieneś! O matko z ojcem! Ratunku! Tylko brać nogi za pas, bo wygląda na to, że to nowe, wcale nie jest fajne i jeszcze do tego  towarzyszy mu ciśnienie, presja i cała masa oczekiwań a to przecież sam początek tego początku.

 Należy w tym miejscu zastanowić się czym jest rozwój osobisty, lub raczej czym rozwój na pewno nie jest. Powiedzmy sobie od razu i bez ogródek - rozwój osobisty to nie kasa. Oczywiście jest to kasa dla tych, którzy na nim zarabiają. Jest to też kasa dla tych, dla których pieniądze są celem samym w sobie. Ok, macie do tego prawo. Nie oceniamy. Jednak prawdziwy rozwój to coś więcej niż materialne bogactwo. Na pewno go nie wyklucza i z cała pewnością fajnie, jeśli bogactwo duchowe idzie w parze z bogactwem materialnym. To jest na pewno możliwe, zdarza się coraz częściej i zdecydowanie każdemu taka wersja podoba się najbardziej. Jednak rozwój sam w sobie oznacza coś dużo szerszego, większego i nie zawsze idącego w parze z rozwojem materialnym.

Co więcej, prawdziwy rozwój to nie jest skok. To nie jest olśnienie, które spotyka Cię w jakimś momencie życia i zmienia cię diametralnie, tak, że ani twoi bliscy ani ty sam nie możecie poznać już tego nowego ciebie. Owszem, te momenty przychodzą ( tak, tak, w liczbie mnogiej, wcale nie w pojedynczej ) ale nie są to chwile uderzenia piorunem w biały dzień gdy w szczerym polu niewinnie sadzisz pietruszkę. Te uderzenia to raczej erupcja wulkanu, który wzbierał przez lata a czasem nawet dekady. Każdy krok, każda mała rzecz, którą codziennie robisz prowadzi cię do takiego punktu zwrotnego, który owszem, diametralnie wszystko zmienia, jednak jest to zmiana, która wzbierała jak fala i tak prędzej czy później zalałaby cię, ponieważ sam ciężko na nią pracowałeś.

Dziwne? Nietypowe? Przecież wszyscy wielcy przewodnicy duchowi, święci i mesjasze – wszyscy mieli objawienia, rzucali swoje życie i zaczynali od nowa, inaczej, lepiej! Zapewne tak, choć prawdziwa mądrość i prawdziwe zmiany nie nachodzą ludzi nieprzygotowanych, nie zachodzą ich od tyłu w trakcie pastowania butów i nie wtrącają ich w przepaść nieznanego całkiem bez przygotowania a co gorsza, całkowicie bez ich własnego wkładu w takowy rozwój. Każdy z tych, którzy kiedykolwiek dostąpili takiego odrodzenia i rozpoczęli nowe życie, pracował nad swoim rozwojem tak intensywnie, że fala, która porwała go później w kierunku Nowego, przypominała bardziej tą, na której grzbiecie surfer przemierza ocean a nie taką, która powodzią zalewa twój dom. To fala, którą sam budujesz, wzrastasz razem z nią i wspinasz się po jej grzbiecie jednocześnie. To praca, która wykonujesz małymi krokami każdego dnia pokonując samego siebie w pozornie błahych sytuacjach po to by pewnego dnia ogrom tych doświadczeń przeważył szalę i pozwolił ci wypłynąć dalej, szerzej i jeszcze bardziej w głąb siebie.

Co jeszcze ciekawsze, fale te pojawiają się i znikają. Zatem raz płyniesz na grzbiecie niesiony wiatrem odnowy a już za chwilę staczasz się w dół i ledwo uchodzisz z życiem w otchłaniach wodnych czeluści. Masz dość, wygrzebujesz się z tego, klniesz pod nosem, zbierasz resztki samego siebie, próbujesz to wszystko poskładać do kupy i kiedy zaczyna ci się wydawać, że wychodzisz na prostą, że właśnie chyba zaczyna świecić słońce, ze wiatr chyba przestał w końcu wiać ci w oczy….nadchodzi kolejna fala nowego. I znów wskakujesz na jej grzbiet, pokonujesz kolejne miliardy lat świetlnych w galaktyce swego rozwoju… aż…BUM! Znów to samo. Zalewa cię woda, prawie że toniesz i z ledwością ratujesz resztki tego, co tylko da się uratować.

Nie brzmi zachęcająco, prawda? Wiem. Bo wcale nie mam zamiaru was zachęcać. Nie jestem z tej grupy, która powie wam że wystarczy sobie cos wymarzyć żeby to otrzymać. Jest to tak duże uproszczenie, że przedstawianie prawa przyciągania w takiej formie jest dla mnie niczym innym jak kłamstwem. Rozwój osobisty nie jest dla każdego. Jest dla osób zdeterminowanych i gotowych na… Sukces? Bogactwo? Samorealizację? Pewnie, czemu nie, ale zanim to wszystko nastąpi musicie być również gotowi na porażkę. Trzeba ja przyjąć jako stały pojawiający się cyklicznie element, który jest konieczny by pójść dalej. Paradoksalnie bowiem, każdy upadek pozwala podskoczyć jeszcze wyżej i im niżej upadniesz tym wyżej później możesz wzlecieć. Możesz. Ale nie musisz. Dlaczego? Ponieważ rozwój osobisty nie jest dla chciwych, nadmiernie ambitnych czy chcących coś sobie czy światu udowodnić. Rozwój jest dla osób zdeterminowanych. Dla takich, którzy faktycznie chcą coś zmienić i są gotowi ponieść tego konsekwencje. Jest dla tych, którzy są gotowi uczyć się na błędach, będą umieli podnosić się z porażek i nie zrażą się kolejnym cyklem nowego. Tak, nowe życie przychodzi w cyklach. Jeśli pracujesz nad sobą, co jakiś czas masz możliwość wspiąć się trochę wyżej. Możesz zacząć nowy poziom gry zwanej życiem. A wtedy – jak to zazwyczaj bywa na nowym poziomie – wszystko znów jest trudne. To co na poprzednim poziomie dawało radę, tutaj nie wystarcza i znów trzeba starać się bardziej i bardziej. Aż osiągniemy kolejny poziom, na którym… ależ tak! Zgadliście! Znów jest trudno!

Czy to się kiedyś kończy? – zapytacie. Nie wiem. I nie wiem czy ktoś wie. Wiem natomiast jedno – rozwój to proces i praca a nie siedzenie na kanapie i wyobrażanie sobie ferrari. Rozwój to harówka, jednak warta każdej sekundy. Rozwój i jego wyzwania to również, pomimo całego trudu i znoju, zawsze coś czemu możesz w danej chwili podołać. Jeśli coś co zrobiłeś jest ponad twoje siły to na pewno nie jest to nowy początek, a raczej jakaś słaba próba zaimponowania światu i sobie samemu, której nie przemyślałeś i teraz leżysz stękając na chodniku życia przygnieciony jej ciężarem. Być może takie doświadczenie pomoże ci rozpocząć od nowa ale to nie jest ten moment. To tylko narzędzie a nie cel sam w sobie. Jednak całkowicie nowy start nigdy nie jest ponad twoje siły. Nie twierdze, że jest lekki. O, nie! Potrafi na prawdę skopać tyłek i uderzyć dokładnie tam gdzie najbardziej nie chcesz. Nowe życie potrafi rozwalić wszystko dookoła a czasem nawet i wewnątrz ciebie a później jeszcze po tym poskacze i podepcze resztki pozostałe z twojego dotychczasowego życia. Jednak zawsze warto to zrobić.

Dlaczego?

Bo kto nie idzie do przodu ten się cofa.


A początek jest końcem jest początkiem …. JEST

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

CO, JEŚLI PO ŚMIERCI BÓG SPYTA NAS JAK BYŁO W NIEBIE?

CIERPIĘTNIK POSPOPOLITY

WSZYSCY UMIERAMY, NIE WSZYSCY ŻYJEMY