PO BŁĘDACH DO CELU
Dobrze, przyznam się od razu. Bez
zbędnych wstępów i mamienia was barwnymi opowieściami. Powiem wprost jak jest,
bo nie ma sensu tego ukrywać. Kocham błędy. Uwielbiam je, jestem ich
niezmordowaną fanką, piewczynią i propagatorką. Są one dla mnie kopalnią
radości i inspiracji i za każdym razem, gdy, czy to u kogoś czy też u siebie
samej, zauważę błąd - jestem w siódmym niebie. Zwariowałam? Zapewne tak, ale to
nie ma nic wspólnego z moim zamiłowaniem do popełniania błędów. Natura mojej
miłości do niedoskonałości jest zupełnie inna.
Wiem, ze wszyscy niesamowicie
pragniecie unikać błędów. Każdy wytęża się jak może by wszystko co robi, jak to
robi, jak przy tym wygląda i jak się zachowuje było opatrzone podpisem - bezbłędne.
Bosko! Tylko czy kiedyś wam się to naprawdę udało? Czy jesteście w stanie powiedzieć,
że jesteście bezbłędni, bądź, że coś co robicie tych błędów nie posiada? Ok,
pewnie, będąc sprytnym i umiejętnym można stworzyć iluzje bezbłędności, która,
pomimo niedoskonałości samego przedmiotu naszych dywagacji, będzie robiła na
postronnych osobach takowe wrażenie. Najlepiej również by owe osoby posiadały pewien
poziom niskiej samooceny - wtedy sukces
murowany, ponieważ błędy będą widzieć tylko u siebie ale nigdy u was, wynosząc
was na piedestały boskości, jak zapewne wszyscy dobrze wiemy, niezasłużenie. No
dobrze, więc stworzyliście taka właśnie magiczna iluzje wokół siebie i swoich działań.
Daliście swemu otoczeniu odczuć, ze jesteście bezbłędni. Otoczenie szaleje z
podziwu, sypie kwiecie pod stopy i oklaskuje was w stojących owacjach. Hmmm… a
jaka jest rzeczywistość? Wy wiecie bardzo dobrze, tak jak ja, że nie ma ludzi
bezbłędnych. I dzięki Najwyższemu za to! Ale … dlaczego?
Skoro już przebywamy w świecie
magii i iluzji pokuśmy się o jeszcze jedna wizualizację - jak wyglądałby świat
usytuowany w alternatywnej rzeczywistości pozbawionej błędów. Ostoja spokoju? Raj
na ziemi? Miejsce gdzie wszystko jest nieskazitelnie idealne? Czy tak myślicie?
No cóż. Wyobraźmy sobie, że w tym bezbłędnym świecie ktoś wpada na szalony pomysł
nauczenia się czegoś, załóżmy jazdy samochodem. Wsiada za kierownicę, rusza i…
nie popełnia błędów. Wsiada i jedzie bezbłędnie nie tylko obsługując skrzynie biegów
i inne niuanse mechaniczne pojazdu ale również jadąc zgodnie ze wszelkimi
zasadami ruchu i całkowicie bezpiecznie dla innych prowadzących czy pieszych. Już
widzę jak podskakujecie przed ekranami komputerów - cudownie! Od razu wszystko się
umie, nie trzeba się wysilać, wkuwać po nocach na egzaminy, a później stresować
się przez pierwsze miesiące bycia świeżakiem, bo przecież wszystko już wiemy!
Świetnie! I tak ze wszystkim!
Wizja jest nader kusząca tylko pozostaje jedno pytanie, którego jeszcze do tej
pory sobie nie zadaliśmy. Co zatem robić? Co robić w świecie, w którym brak
trudności, wyzwań i możliwości sprawdzenia się w czymś. Co robić gdy wszystko z
góry będzie wiadomym i pewnym sukcesem? Czy będzie nam się w ogóle chciało wysilać
by się uczyć? I czy można się jeszcze czegoś
nauczyć skoro jest się mistrzem zanim się nawet zaczęło? Nie sądzę. To nie jest
świat w którym będziecie się rozwijać. To nie jest rzeczywistość, w której zdobędziecie
nowe umiejętności, w której będziecie się motywować do działania i pokonywać
własne słabości. Wszystkie te rzeczy możecie robić jedynie w rzeczywistości, która
zapewnia wam możliwość popełniania błędów. To tam jest miejsce na naukę ( och,
całe tony nauki ) jest miejsce na rozwój, zmianę i nowe doświadczenia. Jest
miejsce na ekscytacje przy podejmowaniu wyzwań i radość przy ich osiąganiu ( ach,
z jakimże wysiłkiem ) Jest też miejsce na łzy i smutek gdy błąd za błędem
pokazują że nie tędy droga. Tak. Wasze oczy się nie mylą. Właśnie to chciałam
napisać - błędy to nic innego jak drogowskazy, które, jasno i wyraźnie a
czasami wręcz jaskrawo i krzykliwie pokazują nam hasła - Nie tędy droga! Szukaj
nowych rozwiązań! Zmień coś bo to nie jest to! Niechciane, niekochane i przez
nikogo nie przytulane błędy. Nikt nie zaprasza ich do siebie, nie częstuje
ciastem i nie marzy o ich powrocie, gdy już odejdą. A jednak ich rola jest
nieoceniona. Prowadzą nas za rękę po wyboistej drodze rozwoju i nikt im nawet
nie podziękuję. No może nie nikt… ale niewielu.
Ja osobiście błędy uwielbiam,
ponieważ nie tylko pozwalają mi poznać bardziej siebie i nauczyć się szybciej
jak dojść do upragnionego celu - co robić, a czego unikać by wyciągnąć z danego
doświadczenia jak najwięcej. Błędy przede wszystkim jednak przypominają mi, że
zarówno ja jak i inni otaczający mnie ludzie, bez względu na pozycję, uznanie,
doświadczenie czy status społeczny, są po prostu istotami ludzkimi. Pięknymi,
omylnymi, pełnymi wątpliwości i wahań cudami boskiej kreacji. Cudami, które
popełniają błędy. Nie znaczy to, że namawiam was do porzucenia waszych guru, do
zaprzestania słuchania słów osób, które szanujecie. Wręcz przeciwnie –
słuchajcie ich i szanujcie ale pozwólcie i sobie i im popełniać błędy. Oni też
się uczą. Nie tylko dla siebie ale i dla was, by później móc wam swoja wiedze przekazać
zanim jeszcze to was samych spotka radosna przyjemność wpadnięcia w pułapkę
takiego samego błędu. To od nich możecie dowiedzieć się jak to zrobić lepiej, ale
możecie tego dokonać właśnie dlatego, że ci ludzie też są omylni! To dzięki swoim
błędom zdobyli doświadczenie, którym mogą i chcą się z wami dzielić.
Ale to nie wszystko. Wróćmy na
chwile do świata iluzji z początku moich wywodów - do miejsca gdzie stworzyliście
u innych wrażenie swojej bezbłędności. Miejsca, gdzie żyją ci, którzy nie chcą błędów,
wypierają się ich niczym wstydliwych chorób, być może nawet ukrywając je przed
samym sobą. To miejsce gdzie starania o bycie postrzeganym jako bezbłędna istota
stanowią sedno egzystencji. Jakaż to musi być presja! Jak ciężko musi być
podtrzymywać ten marmurowy monument mający wszystkich przekonać, że oto kroczy
ten jedyny nieomylny, idealny i bezbłędny. Kroczy i poci się. Pot spływa po
szyi i plecach nie tylko z powodu tego jak ciężki jest ten sztucznie wytworzony
idealny bałwan. Największe poty na czole powoduje lęk. Co ja piszę – paraliżujący
strach a raczej przerażenie! Bo przecież w każdej chwili ktoś może odkryć
prawdę, że król jest nagi i do tego popełnia błędy! Co za wstyd! Co za hańba!
Trzeba więcej kamienia, więcej żelaza, więcej, więcej! Niech rosną mury
obronne, których, jak pisała moja ulubiona poetka, Sylwia Plath, nie przebije
ani przekleństwo, ani pięść, ani groźba, ani nawet miłość.
A wy? Wolicie pocić się niosąc swoje
fałszywe monumentalne ja na pokaz, czy raczej w ciemnych pokojach rozliczacie się
z błędów przeszłości, gdy za oknem pada zimny listopadowy deszcz? A może warto zrobić coś inaczej? Może warto
pokochać błędy. I pokochać siebie w
błędzie. Kochajmy naszych bliskich gdy się mylą - przecież oni też przez to waśnie
się uczą. Pokochajmy, utulmy i otoczmy miłością nasze skołatane pragnące bezbłędności
ego. Pokochajmy siebie miłością bezwarunkową - takimi jacy jesteśmy. Z naszymi
ułomnościami i wadami, z błędami dużymi i małymi i dajmy sobie najnormalniej w
świecie żyć - bez presji idealności i bezbłędności.
A jeśli to błąd? Jeśli jednak się mylę?
Och! Jeśli tak, to obłędnie cudownie!
Komentarze
Prześlij komentarz