JAK NIE BYĆ SOBĄ
Chcesz żeby
inni cię lubili?
Nie czytaj tego
tekstu!
Pamiętam bardzo
dobrze pewien upalny lipcowy wieczór kilka lat temu. Dachy domów spowite
gorącym, drgającym powietrzem przypominającym o żarze, który lał się z nieba
jeszcze kilka godzin wcześniej. Ciche, opustoszałe ulice otwartymi ramionami
zapraszające śmiałków, którzy wyłonią
się dopiero, gdy opadnie temperatura. Zapach rozpalonego asfaltu i równie
rozżarzonej roślinności, która całym swym jestestwem zdawała się krzyczeć czym
jest dar życia. Ptaki odrobinę zmęczone temperaturą, ale szczęśliwe darami
natury i błogosławieństwem długiego
dnia, leniwie ale radośnie wyśpiewały swoje zadowolenie. Ogromne zachodzące za
horyzontem słońce z uśmiechem obiecujące, że wróci już za chwilkę… Moje
urodziny.
Uwielbiam swoje
urodziny nie tylko ze względu na pogodę, która zazwyczaj dopisuje. Lubię je z
bardziej prozaicznej, ale może dla niektórych mniej oczywistej przyczyny –
cieszę się, że żyję! Człowiek, który ocierał się o śmierć tyle razy co ja wie
już jakim cudownym darem jest bycie tu i teraz i , że nigdy za wiele
wdzięczności za ten podarunek. Urodziny są dla mnie zatem dniem, w którym
celebruje tą radość jeszcze bardziej a do tego często w towarzystwie innych
osób, które podzielają moje zdanie i również
radują się faktem, że jestem na tym świecie. Przynajmniej takie jest założenie.
Tamtego
upalnego wieczoru również tak miało być. Z radością i ogromną przyjemnością
przygotowywałam kolacje na tarasie by już za chwilę powitać nadciągających
gości. Wieczór był cudowny, dużo śmiechu i radości ale również refleksji i
ciekawych rozmów. Wszyscy wydawali się być zadowoleni i upajali się chwilą.
Wszyscy za wyjątkiem jednej pani. Od samego początku spotkania Pani mocno
przebierała we wszystkim co podawałam, oddzielała chlebek od skórki,
przekopywała sałatki i zaglądała pod każdy liść – jak twierdziła w poszukiwaniu
dobrej jakości. Rozumiem i szanuję takie podejście, sama jestem dość wybredna,
choć przyznam, że pierwszy raz spotkałam aż taka wnikliwość przy konsumpcji. Nie
zrobiło to jednak na mnie żadnego wrażenia, bo uważam, że każdy ma prawo
wyboru. Nie byłyśmy dobrymi znajomymi, wiec nie miałam możliwości poznać
głębszych przesłanek tej kulinarnej archeologii ale przyznaję, że szkoda mi
było cudownego czasu na zastanawianie się nad nie swoim problemem i wolałam
poświęcić się czerpaniu radość z towarzystwa przyjaciół. Aż do momentu kiedy
zaproponowałam lody. Pani skrupulatnie wypytała o markę i składniki po czym z
nieukrywanym niezadowoleniem wyjawiła, że takich to ona nie jada bo są słabe i
gdybym miała takie i takie to tak, ale w tym wypadku poprosi tylko tak
odrobinkę na dnie pucharka.
Widziałam miny
pozostałych gości, którzy pomimo przemiłej atmosfery zauważali chyba jednak
fochy gastronomiczne niezadowolonego gościa. Miałam wrażenie, że wszyscy w tym
towarzystwie zaczęli poczuwać się do odpowiedzialności za brak zadowolenia tej
pani i chcieli jak najszybciej ja czymś zaspokoić by już był spokój i by można
było dalej radośnie celebrować. Ja jednak takiego zdania nie podzielam. Tak jak
pisałam wcześniej, sama często jestem tą wybredną, a to ze względu na weganizm
a to ze względu na smak. Staram się jednak wybierać coś dla siebie z tego co
jest dostępne ( i zawsze coś dla mnie jest! ) a już na pewno nie komentować
krytycznie wysiłków i starań gospodarzy. Dla mnie jest to po prostu
niegrzeczne, bo gdy ktoś zaprasza mnie i gości tym czym chata bogata, to już
uważam to za nobilitację. Pani ta jednak wyznawała inne zgoła podejście. Była
królową przyjęcia, której służba powinna dogadzać. A sokoro już królowa to
wiadomo z góry, że z tym zadowoleniem będzie ciężko… Tak wiec sobie ta pani
królowała a raczej tak jej się wydawało, bo w rzeczywistości robiła coś zupełnie
innego i zupełnie nie związanego z królewskimi poziomami. Pani żerowała na
energii grupy. Takim właśnie zachowaniem – głośnym i częstym krytykowaniem
bazującym na ocenie a nie faktach, osoby takiego pokroju starają się skupić na
sobie uwagę innych by w ten sposób żywic się nią i wysysać energię z otoczenia.
Chyba już zaczynało działać bo wszyscy wiercili się niepewnie i chcieli
zadowolić pasożyta by najadł się i dał spokój. Ale nic bardziej mylnego! Im
bardziej jej prowokacje powodowały reakcje tym więcej chciała! Tak! Apetyt
rośnie w miarę jedzenia, u pasożytów również!
Uwaga to
energia. Nie od dziś wiadomo, że to czemu poświęcamy uwagę – wzrasta. Nie tylko
nasze pomysły, idee czy wyobrażenia, ale również ludzie! Tym, którym poświęcamy
uwagę poświęcamy również naszą energię. Wszystko gra jeśli to zdrowy układ i
następuje pomiędzy nami wymiana, wtedy wszyscy zyskują i równowaga jest
zachowana. Jednak istnieje spora grupa ludzi którzy nasza uwagę czyli energie
wyłudzają lub kradną. Najprościej robić to przy pomocy strachu. Tak działają
dzienniki telewizyjne i brukowce karmiące nas strasznymi wieściami ze świata.
Poprzez strach przykuwają nasza uwagę i posilają się naszą energią. Na pewno
znacie uczucie wyczerpania po obejrzeniu jakiegoś bardzo negatywnego newsa i
wysłuchaniu gróźb i zastraszeń płynących z ekranu lub głośnika radia czy
komputera. To wyczerpanie to właśnie ubytki w energii, spustoszenie po
grasowaniu takiego właśnie pasożyta energetycznego. Ale strach to nie wszystko
– inne bardziej subtelne formy kradzieży energii to miedzy innymi
niezadowolenie i bezpodstawna krytyka. Tutaj również dochodzi do przyciągnięcia
ofiary a raczej jej uwagi przy pomocy negatywnych bodźców i wyssanie z niej
życiodajnych sił.
Co zrobić gdy
taki „wybredny” szkodnik pojawi się w otoczeniu? Czy próbować go zaspokoić i czekać
aż będzie miał dość? ( oj nigdy się nie naje! ) czy może wyprosić grzecznie z
towarzystwa? A może tłumaczyć, że to nie ładnie żerować na cudzej energii i próbować
zmienić delikwenta? Nie! Nawet pasożytowi należy się szacunek. Może robić co
chce – łącznie z tym, ze może próbować nam coś ukraść. Jednak to my decydujemy
czy takiego darmozjada nakarmimy czy nie. Tak! To od nas zależy czy zgodzimy
się na kradzież, czyli czy obdarzymy kanalię uwagą. Bo przecież nie musimy!
Kochani! Nic nie musimy! Jeśli wam się wydaje, że coś musicie to żyjecie w
zakłamaniu. Wszystko ale to absolutnie wszystko to nasz wybór. To, że czasami
wydaje wam się, że innego wyboru nie macie to już inna sprawa, ale on jest
zawsze.
Jesteście
ciekawi jak poradziłam sobie z moim urodzinowym trutniem i jej „odrobinkę lodów
na dnie pucharka bo na pewno nie dobre” ? Zastosowałam najprostszą znaną
metodę. Nie zareagowałam na próbę manipulacji! Pani chciała zapewne bym
próbowała specjalnie dla niej pojechać szybko i kupić coś odpowiedniej
„królewskiej” jakości lub może wiła się w przeprosinach za słabą jakość deseru.
Innymi słowy oczekiwała, że poświęcę jej nienależną uwagę i tym sposobem zasilę
jej energetyczne konto. Ja jednak zrobiłam coś zupełnie innego. Poszłam do
kuchni nakładać lody. Każdemu nałożyłem sporą porcję różnych smaków z owocami,
orzechami i migdałami, bitą śmietaną oraz kremowym sosem. Pucharki aż
przelewały się od ogromu słodyczy. Jednak jeden był inny. To pucharek
królewskiego pasożyta energetycznego. W tym pucharku, sporej jednak wielkości
swoje miejsce znalazła kuleczka lodów wielkości łyżeczki. Leżała sobie samotnie
na dnie niczym ziarnko niechlubnej nadziei jaką miała ta pani na wyczyszczenie
mnie z energii. Kuleczka ta, mikroskopijna i samotna, pozbawiona sosów, owoców
i dekoracji wylądowała przed nosem pasożyta, którego oczy powiększyły się do
rozmiarów dramatycznie przekraczających talerze ustawione na stole. Była
ewidentnie zszokowana, że dostała dokładnie to o co prosiła – odrobinkę lodów
na dnie pucharka. Cichutko wyszeptała wpatrując się w prawie pusty pucharek : „Po
raz pierwszy ktoś dał mi mało gdy poprosiłam o mało. Dosłownie.”
A ja? Jak się czułam?
Cudownie! Nie dałam się zmanipulować, nie poczułam złości, nie miałam pretensji
i nie zajmowałam sobie głowy niepotrzebnymi sprawami! Nadal świetnie się bawiłam
ale już nikt nie próbował podkradać mi uwagi. Może dlatego, że stało się jasne,
że nie chcę aby ludzie lubili mnie za coś, ale by lubili mnie mimo wszystko. A
tak dokładnie, to mam w nosie czy ktoś mnie lubi czy nie, za co, po co, oraz
mimo czego. Moi przyjaciele to osoby szczere i otwarte, nie muszę przed nimi
niczego udawać, nie muszę też martwić się, że ktoś mi coś ukradnie. Szczodrze obdarzamy
się nawzajem bo jesteśmy sobą! Nie udaję zatem nikogo innego by przypodobać się
otoczeniu bo najprościej w świecie nie ma to dla mnie sensu! Jeśli ktoś polubi
mnie za moje udawane ja, to wcale nie lubi mnie tylko pokemona, którego udaję,
a ja zżymam się z energii by karmić kogoś swoją siłą życiową… nie wiadomo nawet
po co! Takie relacje są nie dla mnie bo za bardzo lubię i szanuje siebie i
innych ludzi, aby ich oszukiwać fałszywym wizerunkiem.
A wy? Chodzicie
w przebraniu owcy by zbierać łaskawe lajki? Czy pokazujecie swoją prawdziwą
twarz i wystawiacie ja odważnie do słońca?
Chyba, że nie będąc
sobą i tego nie możecie zrobić? Wtedy ciiiiichoooo sza….
Bo co pomyślą
sobie pasożyty energetyczne? Jeszcze przestaną was lubić i objadać z energii!
Komentarze
Prześlij komentarz